POLECAMY: Między nami sąsiadami

Materiały informacyjno-edukacyjne zgromadzone w portalu informacyjnym pt. Między nami sąsiadamiw latach 2013-2015. 

Europejski Funduszuna rzecz Integracji Obywateli Państw Trzecich i budżet państwa 

POLECAMY: Imigranci/ sąsiedzi / my

MATERIAŁY EDUKACYJNE POŚWIECONE CUDZOZIEMCOM

Internetowa Telewizja Edukacyjna, realizowana w ramach projektu pt. "Moda na wielokulturowość".

Europejski Fundusz na rzecz Integracji Obywateli Państw Trzecich i budżet państwa.  

 

Strona główna

Gabir

Awad Gabir, Sudańczyk, od 28 lat mieszka w Polsce studiował zarządzanie i marketing na SGH tłumacz w ambasadzie Arabii Saudyjskiej

 

Skąd jesteś?

Jestem Sudańczykiem. Pochodzę z prowincji Kordofan na poludniu dzisiejszego Sudanu.

 

Dlaczego przyjechałeś do Polski?

Przyjechałem tu na studia. Nie chciałem jechać, tak jak większość Sudańczyków, do Maroka, Egiptu, czy innych krajów arabskich. Spośród krajów europejskich natomiast miałem do wyboru Związek Radziecki, Bułgarię i Polskę. Opowieści studentów, którzy pojechali do Związku Radzieckiego nie brzmiały zachęcająco. Bułgaria, to maleńki kraj i w moich ówczesnych wyobrażeniach niewiele się różnił od Związku Radzieckiego, o którym wiele wiedziałem. Tymczasem o Polsce było w mediach głośno. Dzienniki otwierały informacje o protestach „Solidarności”, mówiono o Janie Pawle II, Lechu Wałęsie. Było tuż po mistrzostwach piłki nożnej 1986 roku, Biało-Czerwoni grali lepiej niż teraz, a ja jestem zagorzałym fanem piłki nożnej.

 

Od początku planowałeś zostać w Polsce?

Wyjeżdżając nie spodziewałem się, że zostanę na zawsze. Niestety, w 1989 roku w Sudanie doszło do zamachu stanu. Często powtarzam – transformacja w Polsce i Sudanie dokonały się w tym samym roku, tylko Sudańczykom pomylił się kierunek – zamiast do przodu kraj zaczął cofać się pod rządami religijnych fanatyków.

 

Należy podkreślić tu słowo „fanatycy”, żeby wyraźnie oddzielić działania radykalnych ugrupowań, które pod sztandarami islamu dopuszczają się rzeczy niezgodnych z zasadami wiary, od praktyk prawdziwych muzułmanów. Niestety, często ci drudzy muszą bronić się przed krzywdzącymi stereotypami wynikającymi z generalizacji i bardzo powierzchownej wiedzy na temat islamu.

 

Po zamachu stanu w Sudanie działy się rzeczy straszne, władzę przejęli okrutni ludzie. Na jakiś czas straciłem kontakt z rodziną, miałem realne obawy przed powrotem. Zostałem z nadzieją, że za rok, czy dwa sytuacja się zmieni na lepsze, niestety, zmieniała się tylko na gorsze.

 

Czekasz do dzisiaj?

W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w trakcie oczekiwania zdążyłem się tutaj zadomowić. Wiele rzeczy się zmieniło – straciłem kontakt z dawnymi przyjaciółmi, moje poglądy na różne sprawy uległy przewartościowaniu. Gdyby pojawiła się możliwość powrotu, musiałbym wszystko zaczynać od nowa, a w moim wieku byłoby to znacznie trudniejsze, niż dwadzieścia pięć lat temu. Z czasem człowiek coraz mniej interesuje się przygodami, ma za to coraz więcej obaw. Poza tym założyłem tutaj rodzinę. Już nie myślę jedynie w kategoriach własnego dobra, ale również dobra mojej rodziny. Znam Polskę, tutejszą kulturę, język, mam tu przyjaciół. Gdybyśmy pojechali do Sudanu rodzina nie miałaby tego komfortu. Byłoby jej ciężko.

 

Masz kontakt ze swoją rodziną w Sudanie?

Ostatnio odwiedziłem ich siedem lat temu. Przed czterema laty odwiedził nas tu w Polsce brat, a rok pózniej w Jordanii, spotkałem się z mamą i drugim z moich braci. Niestety, mama jeszcze nigdy nie miała możliwości mnie odwiedzić. Planujemy zorganizować jej wizytę w Polsce.

 

Jakie wrażenie zrobiła na Tobie Polska?

Była jesień. Łódź, gdzie przyjechałem na kurs językowy, wydała mi się szara i przygnębiająca. Łodzianie patrzyli się na mnie i moich kolegów, jakbyśmy byli z innej planety. W tamtych czasach widok Murzyna budził w ludziach zdumienie. Wytykano mnie palcami, każdy mój krok był śledzony przez dziesiątki oczu. To było bardzo męczące. W drugiem semestrze zaczęła się wiosna - rozkwitły kwiaty, ludzie wreszcie zdjęli z siebie ciężkie ubrania. Zmiana aury sprawiła, że poczułem się znacznie lepiej. Lepsza znajomość języka pozwoliła mi odkrywać odmienne, piękne oblicze całego kraju.

 

Użyłeś słowa „Murzyn”. Niektórzy działacze społeczni namawiają do mówienia „Afrykańczyk”, twierdząc, że słowo „Murzyn” nabrało negatywnych, rasistowskich konotacji.

Spotykam się z tym, że ludzie nie wiedzą jak się do mnie zwrócić, żeby mnie nie urazić: Murzyn, Afrykańczyk, ciemnoskóry? Według mnie słowo Murzyn oznacza osobę o ciemnej skórze, konkretnych rysach twarzy, mocnych, kręconych włosach. Taki rysopis dobrze do mnie pasuje. Jestem Murzynem, nie widzę w tym problemu. Są osoby, według których wydźwięk słowa „Murzyn” jest podobna do słowa „czarnuch”, ale ja się z tym nie zgadzam. Część ludzi używa tego słowa w negatywnym znaczeniu, ale to wynika ze stosunku do osób ciemnoskórych. Należy prowadzić kampanie edukacyjne, działać na rzecz zmian w społecznym sposobie myślenia, a nie zmieniać słowa.

 

Jak czułeś się odbierany przez Polaków po przyjeździe? Zdarzały Ci się przykre sytuacje?

Oczywiście. Zdarzały się wielokrotnie i nadal się zdarzają (w mniejszym stopniu), ale nie skupiam się na tym. Po przyjeździe do Polski błyskawicznie nawiązywałem kontakty. Mam łatwość w budowaniu relacji, poza tym wielu ludzi było zaciekawionych widząc obcokrajowca. Na spacerach, czy w pociągach zagadywali mnie i zawsze zadawali te same pytania: Przyjechałeś z tropikalnego kraju? I jak wytrzymujesz zimę? W tych pytaniach kryła się ciekawość, ale też troska - czy on nie marznie?

 

Jak wyglądała Twoja droga zawodowa w Polsce?

Jak może wyglądać droga zawodowa obcokrajowca? Nie była łatwa. Zaczęło się od handlu. Na początku lat 90., jeszcze w czasie studiów, kolega z politechniki, również obcokrajowiec, zaproponował mi, żebym pomagał mu w handlu na bazarze. Sprzedawałem ciuchy, zegarki, kolorowe dresy. Pracowałem od piątej do ósmej rano, potem jechałem na zajęcia. Później pracowałem jako przedstawiciel handlowy tureckiej firmy zajmującej się eksportem i importem owoców i warzyw.

 

W międzyczasie podjąłem się pracy jako wolontariusz w Polskiej Akcji Humanitarnej. W czasie studiów działałem w Związkach Studenckich (między innymi w Związku Studentów Afrykańskich i Ogólnpolski Komitet Studentów Zagranicznych). Zdobyłem dzięki temu spore doświadczenie w zakresie pracy społecznej, które okazało się później bardzo przydatne.

 

Co Cię skłoniło do zostania wolontariuszem?

W pewnym momencie kolega z Sudanu, który starał się o status uchodźcy w Polsce poprosił mnie o pomoc w Urzędzie do Spraw Cudzoziemców. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak trudne i niestety często upokarzające, są procedury, którym poddawani są cudzoziemcy starający się o status uchodźcy. Sam już byłem zadomowiony, znałem język, było mi łatwiej porozumieć się z urzędnikami. Postanowiłem wtedy, że będę pomagał moim rodakom, którzy uciekli z ogarniętego wojną kraju.

 

Współpracowałem też ze strażą graniczną i organami sądowymi tłumacząc w sprawach związanych z osobami złapanymi na nielegalnym przekraczaniu granicy. To była trudna praca - złapani widzieli we mnie sojusznika, zawsze byłem w rozterce, chciałem im pomóc się, udzielić jakiejś rady, ale zawsze tłumaczyłem uczciwie i wiernie. Na szczęście, nie miałem nic do zarzucenia moim współpracownikom. Zawsze traktowali cudzoziemców jak ofiary, którymi ci rzeczywiście zazwyczaj byli. Zdawali sobie sprawę, że te osoby walczą o lepszą przyszłość, często po drodze padając ofiarą oszustów, nadużyć ze strony „pomocnych” ludzi.

 

Czym się zajmujesz dzisiaj?

Od siedmiu lat pracuję jako tłumacz w Ambasadzie Arabii Saudyjskiej.

 

Co się w Tobie zmieniło pod wpływem życia w Polsce?

Wybito mi z głowy trzymanie się z kolegą za rękę! W krajach muzułmańskich jest znacznie większa otwartość na kontakt fizyczny, w czasie rozmów ludzie się dotykają, ujmują za dłoń. Obejmujący się, czy chodzący za rękę mężczyźni nikogo nie dziwią, to zwykły przejaw życzliwości i bliskości. W Polsce już dotknięcie kobiecej ręki budzi nieufność, kobieta od razu zaczyna się zastanawiać – czego on ode mnie chce? Branie za rękę mężczyznę budzi jeszcze większą konsternację.

 

W Afryce znacznie większy nacisk jest kładziony na życie we wspólnocie. Na ślubie mojej siostry było ponad tysiąc osób. Rodzina mówiła: tylko tyle gości, bo jest kryzys. W Sudanie człowiek nigdy nie jest sam, ale to się wiąże z ograniczeniami i zobowiązaniami.

 

Nikogo nie dziwią wizyty bez uprzedzenia, normalne jest, że przychodzisz z wizytą z kim chcesz i kiedy chcesz. W nocy również, a obowiązkiem gospodarza jest wstać, gościć i nie marudzić. Absolutnie! W Polsce musiałem się nauczyć asertywności, tego, że można powiedzieć: przepraszam, jestem teraz zajęty. Musiałem też nauczyć się pokornie przyjmować i zrozumieć takie odpowiedzi.